

Meno rewolucja - Wywiad z Iwoną Demko
Artystka Demko o swoim doświadczeniu menopauzy, emocjach, zmianach w ciele i potrzebie otwartej rozmowy o meno.
1. Jakbyś miała wyobrazić sobie menopauzę jako obiekt zmaterializowany przed Twoimi oczami, tu i teraz – to jaka by ona była?
Myślę, że byłby to obiekt, który zmieniałby swój wygląd i kształt, dopasowując się do menopauzy, która jest pewnym niejednorodnym procesem. Czasem przybierałby postać gremlina z filmu z 1984 roku (hahaha), a czasami stawałby się spokojnie śpiącym czy przeciągającym się kotem.
2. Czy słowo menopauza istniało w Twoim życiu, zanim sama zaczęłaś jej doświadczać? Według badań przeprowadzonych w 2023 roku przez Kulczyk Foundation aż 93% Polek nie potrafi podać jej prawidłowej definicji. Ja sama też długo jej nie znałam, mimo że od blisko pięciu lat moja codzienność kręci się wokół miesiączki. Fazy cyklu mogłabym wymienić wybudzona w środku nocy, a o tym, że menopauza oznacza ostatnią miesiączkę, świadomie wiem może od roku.
Nie wiedziałam również, że tym słowem określa się ostatnią miesiączkę. Myślałam, że to długi czas zmian, trwający wiele lat. Trudny czas, po którym już nic nie ma (hahaha).
3. A czy o menopauzie się w ogóle rozmawia? W kręgu przyjaciółek, koleżanek, bliskich? A może szerzej – czy w naszej kulturze w ogóle można o niej mówić?
W „Czarownicach” Mony Cholett czytam: „Sylvie Brunel wspomina, jak pewien wydawca, któremu opowiadała o projekcie książki, stwierdził: „Sądzę, że mówiąc o tym, niczego pani nie uzyska. Jedynie narazi na szwank swój wizerunek… Są takie słowa, które szokują. To wystarczy. <<Menopauza>> brzmi jak <<hemoroidy>>; coś, o czym się nie mówi…”” Czy to się rzeczywiście dzieje? Czy rozmówczynię ucisza się, gdy zaczyna mówić o swojej menopauzie?
Z mówieniem o menopauzie bywa różnie. Kiedy rozpoznałam ją u siebie, chciałam o tym rozmawiać z każdą osobą, niezależnie od jej wieku. Młodsze dziewczyny były ciekawe. Chciały dowiedzieć się ode mnie jak najwięcej, chciały się przygotować. Niektóre koleżanki w moim wieku lub starsze udawały, że nie słyszą mojego pytania czy zaproszenia do rozmowy. Jednak zdecydowanie więcej jest takich, które chętnie o tym rozmawiają, cieszą się z okazji do wymiany doświadczeń. Tak jakbym rozpoczęła temat, o którym chciały porozmawiać. Nie u wszystkich menopauza wygląda tak samo. Kiedy miesiączkowałam, nie myślałam o menopauzie. Była odległa, trochę jak księżyc. Wiedziałam, że jest, ale jest bardzo daleko.
Wraz z rozregulowywaniem okresu pomyślałam, że nic nie wiem o meno (będę tak o niej mówiła – lubię to określenie). Pomyślałam, że bardzo chciałabym się czegoś dowiedzieć. Wtedy Alicja Długołęcka w magiczny sposób, odbierając moją intencję, zaprosiła mnie do rozmowy, która stała się potem częścią jej książki „Przypływy”. To był wspaniały zbieg okoliczności. Kiedy zaczęłam się interesować tym tematem, informacje zaczęły do mnie przychodzić. Trafiłam oczywiście na Fundację Kulczyk i program „Menopauza bez tabu”, potem znalazłam podcasty czy konta na Instagramie, poświęcone tylko meno.
Jednak nie jest to temat popularny. Nie dowiesz się o meno, zanim nie zaczniesz poszukiwać informacji. Ten brak wiedzy nie przekłada się na rzeczywistość, w której nasze społeczeństwo się starzeje. W Polsce około 30% populacji to kobiety w menopauzie. Jednak ta liczba nie przekłada się na istnienie tego tematu w mediach czy świadomości społecznej.
4. W jednym z postów na Instagramie pisałaś, że coraz większe przerwy w miesiączkowaniu, czyli jeden z pierwszych znaków nadchodzącej menopauzy, były dla Ciebie przerażające. Że kiedy cykliczność przestała być cykliczna, pojawił się niepokój. Możesz opowiedzieć o tym więcej? Co to były za emocje?
Nigdy nie miałam regularnego okresu. Nie można było od niego nastawiać zegarka :-) Jednak towarzyszył mi od 7. klasy szkoły podstawowej. To kawał czasu. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo jestem do niego przyzwyczajona. Stał się czymś oczywistym. W pierwszych miesiącach, w których okres zaczął się spóźniać, odczuwałam duży niepokój. Nie wiedziałam, co się dzieje. Coś, co stanowiło stały element mojego życia przez długie lata, zachwiało się, straciłam stabilność. Byłam przerażona. Tak jakbym straciła grunt pod nogami. To bardzo dziwne, niepokojące uczucie. Przeszło mi przez głowę, że może wkraczam w perimenopauzę, ale pomyślałam również, że może jestem chora. Kiedy poszłam do ginekolożki, ta zrobiła mi badania, a potem chciała zapisać hormony na wywołanie okresu. Nie zgodziłam się. Kiedy miałam pewność, że nie jest to żaden stan chorobowy, chciałam nie ingerować w naturalny proces. Chciałam go doświadczać. Zaakceptowałam nieregularność i coraz większe przerwy pomiędzy miesiączką. Sama miesiączka stawała się też coraz mniej obfita. Powoli przyzwyczajałam się do braku regularności. Teraz nie mam już okresu i myślę, że jest to wygodne. Nie muszę już o tym myśleć.
5. Czy menopauza dawała Ci znać o swoim nadchodzeniu w jakiś inny sposób? Czy Twoje ciało zaczęło się zmieniać, doświadczyłaś uderzeń gorąca, problemów ze snem, wahań nastroju?
Oprócz okresu, który stawał się coraz bardziej nieregularny, co trwało u mnie kilka lat (około czterech), kolejną rzeczą był spadek nastroju i problemy ze snem. To było bardzo silne. Nagle zaczęłam myśleć o całym moim dotychczasowym życiu, analizować je, a wnioski mnie nie zachwycały. Myślałam o tym, jak wiele rzeczy w życiu zrobiłam źle i o tym, że wybrałam złą drogę. Zastanawiałam się, dlaczego poświęciłam sztuce całe moje życie. Miałam wrażenie, że nic nie zyskałam. Myślałam o tym, że byłam złą matką – zbyt zajętą. Czarne myśli powodowały, że nie mogłam usnąć. Pamiętałam spadek nastroju u mojej mamy, kiedy ta przechodziła meno. Jej spadek samopoczucia był tak duży, że nie obyła się bez hormonów. Ten obraz powodował, że bałam się tego, co stanie się ze mną.
Jednak pamiętałam też słowa Alicji Długołęckiej, która powiedziała mi w czasie naszej rozmowy, że wiele zależy ode mnie i mojego nastawienia – podobnie jak przy miesiączce. Te słowa bardzo dużo mi dały. Zaczęłam myśleć o tym, że menopauza to część procesu, zmiana, która ma mnie doprowadzić do kolejnego etapu w życiu. Stan liminalny, który bywa bolesny, bo łączy się z niepokojem, który pojawia się zawsze, kiedy coś się zmienia, kiedy nasze wartości się zmieniają, kiedy my się zmieniamy.
Czułam, że się zmieniam. Czułam, że staję się lękowa, że boję się rzeczy, których wcześniej się nie bałam. Pomyślałam o tym, że tracę swoją tożsamość, bo przecież jestem odważną osobą… i że nie chcę być strachliwa. Zastanawiałam się, jak teraz będę żyła z takim lękiem? Zastanawiałam się, jak radzą sobie osoby, które z powodu różnych przyczyn żyją w lęku. Zaczęłam je rozumieć. Kiedy jednak przestałam myśleć o mojej meno jako o czymś negatywnym, a zaczęłam patrzeć na nią jako na coś, co może mi przynieść coś nowego i ważnego, wszystkie dolegliwości stały się mniej uciążliwe.
Zaczęłam lepiej sobie radzić ze spadkiem nastroju, z kłopotami z zasypianiem. Kiedy zdarza mi się smutny czas, nie pogłębiam go, pozwalam sobie na refleksyjność. Albo rozmawiam z koleżanką, która jest szczera, aby ta potwierdziła, albo zaprzeczyła moje obawy. Kiedy nie mogę zasnąć, czytam. Postanowiłam, że będę bardziej zaciekawiona niż przerażona. Moje uderzenia gorąca nie były (być może na razie) duże, nie zalewa mnie pot. Zauważyłam też, że te uderzenia, które miałam, skorelowane są z ilością czasu, który spędzam w ruchu. Kiedy więcej się ruszam, mam mniej uderzeń. Chciałabym jeszcze więcej się ruszać, bo wiem, że to za mało. Poza tym odczuwam mały ból w stawach i moje ręce są jakby bardziej zgrabiałe. Przedmioty wypadają mi z rąk bardziej niż kiedyś. A ponieważ zaczynam lekko nie domywać naczyń, myślę, że czas najwyższy kupić zmywarkę :-)
Jest jeszcze mgła menopauzalna, czyli zapominanie. I krótszy lont (hahaha). Wiem, że to wszystko brzmi strasznie, ale teraz nie odbieram tych zmian jako negatywnych. Obserwuję je, przyglądam się. I po staremu, myślę o tym, jak przekuć to wszystko, co się ze mną dzieje, w siłę. Wiem, jak wielkie znaczenie ma moje nastawienie.
6. W Twoich wpisach o menopauzie czytam, że przyniosła Ci też sporo dobrego, np. poczucie, że nie chcesz już harować tak jak dawniej, że chcesz robić mniej i wolniej, choć to wcale nie jest łatwe. Piszesz też, że po menopauzie widzialność mężczyzn przestała być dla Ciebie istotna, nie zwracasz już na nich uwagi. I że ta zmiana daje Ci ogromną wolność i swobodę. Notujesz: „Po tylu latach uganiania się za seksem ma się z tym wreszcie spokój. To chyba najlepsze, co mi przyniosła menopauza”.
Widzę Cię w tych zdaniach jako niezwykle samoświadomą i wcale nie skończoną, tylko całą na nowo otwartą.
Wracam przy tym do „Błon umysłu” Jolanty Brach-Czainy, w których menstruacja opowiedziana jest jako proces głęboko pouczający i wywrotowy: macica, złuszczając stare błony, pokazuje możliwość radykalnego odradzania się. Jolanta pisze: „Odrzucając stare błony, dostajemy się do żywej siły umysłu, którą jest potęga niedowierzania, umiejętność dziwienia się, zmysł krytyczny.”
Może menopauza to etap kolejny - odrodzenie ostateczne, koniec konieczności uwalniania się, uwolnienie krańcowe, prawdziwe otwarcie na przeżywanie?
„Jaszczurka, broniąc się przed schwytaniem, odrywa ogon i ucieka. (…) Węże zrzucają skórę, gdy staje się za ciasna”. Czy wraz z końcem złuszczania się macicy znika też potrzeba uwalniania się od samej siebie?
Uwalniam się od tego, co ktoś ode mnie oczekuje. I staram się być mniej wymagająca sama dla siebie. Zaczęłam bardziej myśleć o tym, co dla mnie jest dobre czy wygodne. Zgodnie z socjalizowaniem na kobietę przez dziesiątki lat myślenie o sobie kojarzyło mi się z egocentryzmem, egoizmem, egotyzmem. Kiedy myślałam o sobie, często miałam wyrzuty sumienia. Kiedy robiłam coś dla siebie jako osoba, kobieta, czułam się źle. Powoli przestaję tak myśleć. Chcę teraz zadbać o siebie, to staje się dla mnie priorytetowe.
Mam też mniejszą presję bycia na zewnątrz. Nie muszę wszędzie być, wszystkiego wiedzieć. Nie muszę zabierać zdania w każdej kwestii. To jest zupełnie odmienne od tego, co czułam i chciałam robić wcześniej. Czuję też, że, na przykład, nie mam siły być tak aktywna jak kiedyś. Chciałabym oddać pałeczkę w sztafecie komuś, kto jest ode mnie młodszy. Z radością patrzę na wiele wspaniałych osób, które robią niesamowite rzeczy, np. tak jak Wy :-) To nie znaczy, oczywiście, że chciałabym się położyć i czekać na śmierć. Lubię robić wiele rzeczy, ale nie chcę robić tak dużo i tak szybko, jak to robiłam do tej pory. Stopniowo, bardzo powoli zmierzam w obranym kierunku.
7. Świat byłby lepszy, gdyby menopauzę postrzegano bez uprzedzeń i traktowano jako źródło inspiracji. Tymczasem, zgodnie z wynikami wspomnianego badania, aż 71% kobiet uważa, że określenie przekwit ma negatywny wydźwięk. Negatywnie wartościujemy więc etap, który jest nieodłączną częścią doświadczenia osób menstruujących.
Czy jesteśmy już społecznie gotowi, by przełamać tabu wokół menopauzy? Czy obok rewolucji okresowej możliwa jest także druga - menopauzalna? Jaka ona miałaby być?
Myślę, że nie ma na co czekać i trzeba odczarowywać meno. Negatywne nastawienie do meno nie pozostaje bez wpływu na jej doświadczanie. Antropolożka medyczna Margaret Lock uważa, że menopauza to społeczny konstrukt. Rozbieżności w symptomach zależą od różnic kulturowych. Na indywidualne odczuwanie ma wpływ dieta, aktywność fizyczna, podejście do menopauzy, status matrymonialny i społeczny, wykształcenie czy przekonania religijne. Ginekolożka z Wydziału Medycyny Uniwersytetu Yale Mary Jane Minkin na podstawie swoich badań z 2015 roku stwierdziła, że w społeczeństwach, gdzie starszą kobietę się szanuje, ceni i uważa za mądrzejszą, objawy menopauzy są zdecydowanie mniej uciążliwe. W Indiach menopauza jest postrzegana jako pozytywny przełom, otwierający nowy rozdział w życiu kobiety i wzmacniający jej pozycję społeczną. W japońskiej kulturze termin „konenki” odnosi się do menopauzy, podkreślając jej aspekt regeneracji i odnowy, akcentuje raczej aspekt zmiany, a nie tylko „końca” płodności. To pokazuje, że doświadczenie menopauzy wykracza poza czysto fizjologiczne zmiany. Spadek poziomu hormonów, choć wiąże się z różnymi negatywnymi objawami, jest często potęgowany przez czynniki zewnętrzne, takie jak stres. Co ciekawe, w Japonii typowy dla zachodnich kobiet objaw menopauzalnych uderzeń gorąca jest znacznie mniej powszechny i intensywny. Patrząc na te informacje, dochodzi się do wniosku, że rewolucja menopauzalna jest konieczna.
8. Patrząc wstecz, co powiedziałabyś swojej miesiączce na pożegnanie?
Powiedziałabym: „Wybacz, że nie zaprzyjaźniłam się z tobą wcześniej, że przez większą część życia się ciebie wstydziłam…” Kiedy dostałam okres, byłam przestraszona i zawstydzona. Powiedziałam o tym mamie, a ona powiedziała mojemu ojcu. Miałam poczucie, jakby zdradziła jakąś naszą kobiecą tajemnicę. Mama dała mi watę higieniczną (bo wtedy nie było podpasek!), mówiąc coś w stylu, że teraz poznam znój kobiecości. Od początku towarzyszył mi ból. Na początku bardzo bolały mnie nogi, potem przez lata bolał mnie brzuch. Znałam dokładnie moment, w którym trzeba było wziąć Ibuprom, żeby ból się nie rozkręcił. Zawsze miałam przy sobie tabletki.W czasie mojego zainteresowania kultem waginy i samą waginą, kiedy przeczytałam na ten temat dużo książek, doszłam do wniosku, że ból, który odczuwam przed okresem, jest bólem kulturowym. To patriarchat kazał mi wstydzić się okresu, a jeśli czujesz się źle z naturalnym działaniem swojego organizmu, to musisz odczuwać ból. Zrozumienie tego zajęło mi kilka lat. Potem zaczęłam pracować nad pozbyciem się tego bólu. Zaczęłam zmieniać swoje nastawienie do menstruacji. Zaczęłam myśleć o niej pozytywnie. Przydarzyło mi się również kilka sytuacji, w których dostałam pozytywny, akceptujący komunikat z zewnątrz. Kiedyś nocowałam u mojej koleżanki Izy Moczarnej-Pasiek. Kiedy się obudziłam, znalazłam na pościeli niewielki ślad mojej krwi menstruacyjnej. Poczułam zawstydzenie. Skruszona poszłam się jej przyznać. Iza się rozpromieniła i radosnym głosem powiedziała: „mieć krew menstruacyjną Demko na swojej pościeli to zaszczyt!” Jej reakcja mnie totalnie zaskoczyła. Nie myślałam wcześniej, że kogoś może ucieszyć fakt zostawienia przez kogoś innego śladu krwi na pościeli.Doświadczyłam też pozytywnej reakcji ze strony mężczyzn. Myślę, że nie tylko moje nastawienie miało wpływ na przemianę, ale również reakcje mojego otoczenia. Pamiętam, jak każdego miesiąca czekałam w napięciu, oczekując sytuacji braku bólu brzucha. I co miesiąc ból przychodził. Kiedy poddałam się, odpuściłam i przestałam czekać, ból minął i od tamtej pory już nie towarzyszył mi przed okresem. Wtedy zrozumiałam, że w kulturze, która negatywnie postrzega okres, ból jest elementem układanki. Ból ma nas ostrzegać, dając komunikat: przygotuj się na okres, weź kubeczek, tampon – zabezpiecz się, żebyś nie zostawiła śladu na swoim ubraniu, na siedzeniu w autobusie – żeby nie było wstydu. Jednak kiedy przestałam odczuwać ból, przestałam się też wstydzić takich sytuacji.Żałowałam tylko, że tak późno do tego doszłam, ponieważ zaledwie kilka lat później mój okres zaczął odchodzić. Krótko cieszyłam się z czasu naszej okresowej przyjaźni. Nie twierdzę również, że każdy ból, który towarzyszy miesiączce, jest tylko kulturowy i tkwi w naszej głowie. A wracając do menopauzy, myślę, że jeśli wszystkie zmienimy do niej nastawienie, to odbędzie się ogromna MENO REWOLUCJA.

